garść przemyśleń po hackathonie „Wymyślmy park wokół Składu Solnego”
Fotografie: Stan Barański
Składy Solne na ścianach Składu Solnego
Na ścianach Składu Solnego wisi pięć Składów Solnych. Pięć oprawionych w ramy profesjonalnych projektów otaczającego zabytkowy budynek terenu. Przedstawione są różnymi technikami: narysowane pastelami, zobrazowane w komputerowej grafice 3D, nawet namalowane akwarelami. Każdemu z projektów towarzyszy tekst – uzasadnienie wybranych elementów i zaproponowanych rozwiązań. Są też makiety, a także rysunki dzieci, które również mają swoje przemyślenia dotyczące ewentualnego parku obok stacji kolejowej Kraków Zabłocie. Projekty ogląda sporo osób. Trochę podsłuchuję: dyskutuje się o zasadności tego, czy innego rozwiązania, możliwościach technicznych, kosztach, sprawach prawa drogowego… nie brakuje tutaj specjalistów z różnych dziedzin urbanistycznych, artystów i architektów, także radnych, miejskich i dzielnicowych, toteż dyskusje są, na moje gumowe ucho, wartościowe i merytoryczne. Ale nie nadęte – w sobotnie, ciepłe popołudnie atmosfera jest cokolwiek wakacyjna, a odrobina cydru czyni ją tym bardziej swobodniejszą. Projekty powstały tydzień wcześniej, podczas dwudniowego hackathonu architektonicznego, zorganizowanego w Składzie w weekend 8-9 czerwca. Przez dwa dni pięć zespołów projektowych, składających się z osób związanych z architekturą (zawodowców i studentów) pod okiem profesjonalnych mentorów – architektów krajobrazu wymyślało park wokół Składu Solnego. Dosłownie wymyślało, wydarzenie bowiem nazwano “wymyślmy park wokół Składu Solnego”. Wytyczne do przemyśleń przedstawili wcześniej okoliczni mieszkańcy, którzy swoje zdanie mogli wyrazić za pośrednictwem internetowej ankiety. Zebrano ich niemal 200. Poza tym, a może przede wszystkim, współorganizatorem wydarzenia była rada dzielnicy Podgórze, a zatem organ bezpośrednio reprezentujący mieszkańców. W końcu zwycięski projekt został wyłoniony przez sześcioosobowe jury, w skład którego weszli profesjonalni architekci z Politechniki Krakowskiej, czy dziennikarze architektoniczni. Poza wernisażem pomysły można też zobaczyć w magazynie “Architektura&Biznes”, który objął wydarzenie swoim medialnym patronatem.
Byłem w Składzie w trakcie hackathonu: energia była tu wówczas niezwykła. Myślę, że to coś, czego szuka wiele z nas, czego szukają zazwyczaj bezskutecznie instytucje, o czym marzą różnego rodzaju organizatorzy – oto w swobodnej, serdecznej atmosferze ma miejsce profesjonalna i twórcza burza mózgów. Kawa, skupienie, śmiech; obrazy, instalacje i murale wokół; kreacyjny ferment. Dobrze obrazuje to ten kadr: prezydent Stanisław Mazur z plecakiem przewieszonym przez jedno ramię i rozpiętej koszuli w trakcie swobodnej rozmowy z organizatorami hackathonu częstuje się pizzą, która dopiero co wyszła z przenośnego pieca, ustawionego na podwórku – obiad dla uczestników i gości. Wspólnota, twórczość, plany i marzenia.
Jako, że jestem blisko Składu już od dawna (jestem członkiem założonego na wiosnę Stowarzyszenia Skład Solny), to niczym gotowana żaba na co dzień nie doceniam chyba należycie tego, jaką feerią barw i działań rozkwitło w ostatnim czasie to miejsce i to środowisko. Ale gdy się nad tym zastanowić, spojrzeć w przeszłość, jawi się obraz imponującego rozkwitu.
Historia i rozkwit
Z kronikarskiego obowiązku i dla zaciekawionych przytoczę pokrótce: skład solny to budynek wzniesiony pod koniec XVIII wieku. Pierwotnie w istocie był składem na sól, która była stąd spławiana w dół Wisły, aż do Gdańska. W XIX wieku stacjonowało tu wojsko austriackie; w końcu, w latach 90 budynek stał się czymś w rodzaju bazaru; w zaniedbanym obiekcie można było wynająć od miasta przestrzeń za niewielkie pieniądze. Historia zaczyna się w roku 1998, kiedy Peter Bogatka, pierwszy artystyczny rezydent Składu, wynajął tutaj przestrzeń na pracownię. Mijały lata i działalności komercyjne powoli wyprowadzały się, a ich miejsce zajmowali kolejni artyści: malarze, rzeźbiarze, muzycy, fotograficy… Co nasiliło się po zniknięciu w 2011 roku tzw. „artystycznego Zabłocia” – likwidacji kilkudziesięciu pracowni artystycznych i galerii.
Od 2019 roku przestrzeń składu solnego jest w całości wynajmowana wyłącznie przez ludzi związanych z szeroko rozumianą sztuką i kulturą oraz organizacje społeczne i fundacje. Przez te wszystkie lata powstała sieć powiązań i kontaktów, także przez korzystny układ pomieszczeń, sprzyjający codziennej twórczej współpracy. Wspólnota zacieśniała się.
Skład Solny stał się miejscem niezwykle barwnym i różnorodnym – to nie tylko sztuka rozumiana dosłownie. Wspomniane wyżej organizacje społeczne prowadzą tutaj swoją działalność – czy to konferując, czy wspierając potrzebujących (warto wspomnieć choćby akcję „Zupa dla Ukrainy”, która rozkwitła w Składzie w tych niezwykłych dla Krakowa dniach solidarności po agresji Rosji na Ukrainę). To też działania nietypowe: choćby to, że to tu, na zapleczu budynku, powstają fantastyczne łodzie na Wodne Masy Krytyczne. Albo pomysł zupełnie nie z tej ziemi – aby na wiślanym galarze przewieźć do Gdańska kilkumetrową rzeźbę w kształcie księżyca jako “dar krakowian dla pomorzan” – wymyślone, realizowane, przygotowywane w Składzie. Ja też mam mały wkład, ot, drobiazg: przy współpracy z rezydującym w składzie Centrum Sztuki Współczesnej „Wiewiórka” zorganizowałem tu premierę mojej książki. Piszę o tym, by wskazać na różnorodność, mieszkającą w Składzie Solnym. Przykładów bardziej i mniej spektakularnych akcji można by podać bardzo wiele.
Cień i zjednoczenie
Niestety, całe to piękno i ta twórczość od dawna funkcjonowały niejako w cieniu – w widmie wyprowadzki. Od wielu bowiem lat gmina miejska ogłasza kolejne inwestycyjne plany, dotyczące tego terenu, a zatem umowy na wynajem podpisywane przez użytkowników Składu zawsze były względnie krótkoterminowe.
Jednak nie tak dawno temu, bo na jesień 23 roku, coś się zmieniło. Patetycznie cytując pewnego klasyka: „zobaczyli ilu ich, poczuli siłę i czas” – środowisko zjednoczyło się we wspólnej akcji medialno-organizacyjnej, akcji, która szybko okazała się energiczna, spontaniczna, pełna pasji, ale i rozwagi. Byłem blisko, widziałem, uczestniczyłem. Chodziło tu o zaprezentowanie się światu, głośne powiedzenie: jesteśmy! To świetne jak takie oddolne działania samosięharmonizują – jak powstaje nieformalna struktura bez dyrektorów, bez planów rocznych i kwartalnych, jak każdy daje co ma od siebie najlepszego. I nieważne czy to tylko czas, czy numery telefonów i adresy mailowe, czy to pomysły, czy program graficzny i umiejętność jego obsługi, lub transportowy samochód. Każdy udziela się według swoich zdolności i zasobów, oraz własnej, nieprzymuszonej woli: bez żadnej presji i poleceń służbowych. To piękne.
Akcja zaczęła się od sesji rady miasta na początku listopada, podczas której dyskutowano powołanie do życia nowej jednostki kultury, mającej zająć się planowaną na terenie Składu Solnego inwestycją: Centrum Literatury i Języka Planeta Lem. Przedstawiciele Składu Solnego licznie przyszli do magistratu by w ramach trybu wypowiedzi „z wolnej stopy” opowiedzieć radnym o swojej działalności. By przekonać radnych, że Skład Solny to nie „problem do rozwiązania”, a „bogactwo do zaopiekowania”.
Mniej więcej w tym samym czasie Skład rozpoczął intensywne działania, mające na celu to właśnie: pokazanie się miastu i światu. Tak więc wkrótce odbyło się 25-lecie działalności artystycznej w Składzie Solnym – na 25 rocznicę początków działalności artystycznej w budynku składu. Były wernisaże, otwarto pracownie dla zwiedzających z oprowadzaniem, koncerty i performanse. Potem przyszła kolejna rada miasta i ponowna dyskusja o przyszłości budynku i Planety Lem. Artyści i społecznicy ze Składu przyszli na nią wyposażeni w barwne transparenty, a Cecylia Malik, jedna z samoistnych liderek środowiska, znana w Krakowie artystka i aktywistka, powiedziała bardzo pamiętne słowa: “w Składzie Solnym samoistnie wyrósł piękny dziki ogród”.
Projekt na Centrum Literatury Planeta Lem powstał, owszem – konkurs wygrała grupa JEMS Architekci. Miało to miejsce kilka lat temu. Przygotowano też stosowne pozwolenia na budowę. I to by było na tyle jeśli chodzi o przygotowania, nie wiadomo bowiem do końca kto miałby tę inwestycję sfinansować (poprzednia władza magistratu podpisała w tej sprawie list intencyjny z ministrem kultury z poprzedniej władzy – prof. Glińskim), ile miałaby kosztować, w jakich strukturach później miałaby się znajdować, na jakiej zasadzie funkcjonującej i tym podobne dalsze i dalsze wątpliwości. Trudno się dziwić, że wobec tego społeczność Składu Solnego postanowiła powiedzieć o sobie światu – w końcu, jak wspomniałem, tych zapowiedzi „rychłej wyprowadzki” trochę już było. Skład więc po prostu, jak to się mówi, robi swoje, nie czekając na dalsze decyzje kolejnych władz, polityczne układanki-przepychanki: konsekwentnie realizuje się w społecznej i artystycznej działalności.
Od tego zjednoczenia się składu odbyło się bardzo dużo ważnych wydarzeń, dyskusji, polemik medialnych – wszystko to o Składzie i w Składzie. Była więc seria dni otwartych, podczas których Skład odwiedzali ważni decydenci z niemal wszystkimi ówczesnymi kandydatami na prezydenta Krakowa na czele – można było zwiedzać pracownie, artystyczne kuchnie, z których potem w świat ruszają te wszystkie sztuczne wytwory. Była debata prezydencka, zorganizowana przez Skład Solny w Hevre pod nazwą “co z tą kulturą?” – była to pierwsza taka debata w ramach krakowskiej kampanii i wzbudziła przez to niemiałe zainteresowanie medialne. Z resztą, padły w jej trakcie różne deklaracje co do przyszłości Składu: do odnotowania na zaś. Potem była wielce pomysłowa i oryginalna wystawa-zrzutka “daj ognia!” – artyści przygotowali dzieła pod licytację: pudełka zapałek. To świetne, zobaczyć je w jednym miejscu! Każde z tych pudełek (czasem pojedyncze, albo dyptyk, lub tryptyk itd.), wykonane przez danego artystę, oddaje jego styl i technikę. Można je oglądać w Składzie. Były też wydarzenia w ramach Krakersa, były różne wernisaże i warsztaty, spotkania… a to wszystko tylko od listopada ubiegłego roku. Niedawno też artyści i społecznicy ze Składu zawiązali Stowarzyszenie Skład Solny. Ten dziki ogród niebywale rozkwitł i co chwila eksploduje przeróżnymi fajerwerkami.
Skład Solny to nie „problem do rozwiązania”, a „bogactwo do zaopiekowania”
Patrzę teraz na te pomysły rodem z hackathonu i myślę o “dzikim ogrodzie” i tym, jak zmienił się wizerunek i pozycja Składu przez te kilka miesięcy. Myślę, że miasto dostrzegając wielkie bogactwo i wartościowość tego miejsca i środowiska dla krakowskiego dziedzictwa kulturalnego nie może artystów i społeczników ze składu po prostu wyprosić, nie oferując nic w zamian. Z resztą, pewne propozycje ze strony miasta padły, np. budynek tak zwanej „kuchni” na Wesołej – która okazała się, niestety, nieprzystosowana do pracy artystycznej i wymagająca bardzo gruntownego remontu; i kto za ten remont by zapłacił..? Może Skład Solny swoją pasją i determinacją, swoim działaniem, a nie oglądaniem się na polityczno-towarzyskie układanki zbliża się już nie tylko do zbudowania silnej pozycji negocjacyjnej z miastem, a po prostu, do spełnienia swojego wydawałoby się jeszcze kiedyś nieosiągalnego marzenia – czyli pozostania w swoim twórczym domu? Do tego, że kiedyś ten dziki ogród nad Wisłą zostanie zalegalizowany i powstanie tu prawdziwy „dom twórczy” w miejsce tymczasowego koczowania? A mieszkańcy – okoliczni, ale i Krakowa w ogóle, mówimy przecież o terenie nad Wisłą i w pobliżu dworca kolejowego Kraków Zabłocie – dostaną nowy park, powstały z uwzględnieniem ich głosu? Dlaczego właściwie Centrum Literatury i Języka Planeta Lem nie mogłoby znaleźć się gdzieś indziej: choćby na terenie wspomnianej Wesołej, lub może w hotelu Cracovia (co sugerował niegdyś ówczesny kandydat i wiceprezydent Andrzej Kulig)?
Może to realne? Zamiast wielkiego, pięknego, świecącego pustkami betonowego gmaszyska powstałego ku czci Stanisława Lema zostanie-powstanie tu coś, co prawdziwie służy ludziom. Służy sztuce, społeczeństwu, jego integracji, czy po prostu odpoczynkowi. Hackathon był pięknym, niezadętym przedsięwzięciem, zakończonym pełnym sukcesem – i to pomimo próby sabotowania go przez Stowarzyszenie Architektów RP oddział Kraków w ich socialach (zainteresowanych odsyłam na FP Facebook. Chyba, że już usunęli, i słusznie, bo wstyd). Wkrótce w Składzie odbędzie się posiedzenie komisji kultury rady miasta, a rada dzielnicy Podgórze przyjęła na wiosnę uchwałę o współpracy ze Stowarzyszeniem Skład Solny. Szczera i niewymuszona twórcza moc Składu zaczyna zataczać coraz szersze kręgi.
A to wszystko bez milionowych inwestycji i kosztownych w utrzymaniu instytucji. To tylko piękny, dziki ogród, bez dyrektora i rady nadzorczej, bez polityki, entuzjastyczny i nienarzucający się. To bogactwo gotowe, buzujące, wzbogacające Kraków, otwarte i nowoczesne. Rajski ptak. A te są delikatne: gdy je przenosić w inne miejsca, umierają. Tak samo jak dzikie rośliny, lepiej ich nie przesadzać. Dobrze więc, by ten cudowny endemit pozostał w swoim domu – nad Wisłą, w składzie solnym. Ul. Na Zjeździe 8, Kraków.
Tekst ukazał się w magazynie „Longue”, w numerze na lato (3. kwartał)
Skład Solny w liczbach: 11 artystek, 15 artystów, 2 galerie, 75 wystaw, 80 happeningów, 140 otwartch warsztatów, 150 wydawnictw muzycznych, 102 uczniów szkoły muzycznej Outpost, 5 Wodnych Mas Krytycznych, 64 obiekty pływające, 400 tabliczek Sióstr Rzek, 10 projektów edukacji ekologicznej, 2000 laptopów dla Ukrainy, 200 tys. słoików zupy, 130 kg cukini, 150 kg pomidorów, studio fotograficzne, ciemnia, 2 pracownie konserwatorsko-rzeźbiarskie, 2 scenografów, 40 dużych rzeźb, 300 obrazów samego Petera Bogatki…
Z brawurowego teksu prócz retorycznej swady wyłania się istotny problem natury społeczno-politycznej. Autor wprawdzie nie ujmuje swojej wypowiedzi w takim właśnie obramowaniu, niemniej narzuca się ono czytającemu. Dlaczego zatem problem jest społeczny i polityczny?
Nieco rzecz upraszczając ująłbym to tak. Społeczna jest omawiana tutaj inicjatywa, działalność środowiska artystycznego grupującego się w Składzie Solnym. I nie chodzi tylko o jej ostatnią odsłonę – ów park, inicjatywę, która zmieniłaby „miejski nieużytek” w przestrzeń „ucywilizowaną”, lecz całość praktykowanych tutaj aktywności, nie tylko artystycznych. Ów przymiotnik „społeczny” użyty tutaj został w znaczeniu: spontaniczny, oddolny, autentyczny. Polityczne są natomiast działania władz. Wprawdzie reprezentujące społeczność lokalną, jaką są mieszkańcy miasta, uwikłane jednak w zależności, interesy, idee szerszego autoramentu – ponadlokalne, państwowe, czasem ideologiczne. Czasem wreszcie, co chyba dosyć częste, władz, które nie przejmują się zanadto głosem ludu.
Nie ulega wątpliwości, że Stanisław Lem „wielkim pisarzem był”. O ile mi wiadomo, to najczęściej tłumaczony na obce języki polski pisarz. Także krakowianin. Zasługuje na coś więcej niż tylko pamięć w annałach historii literatury. Wszak swoje obiekty mają Jan Matejko, Józef Mehoffer (oddziały Muzeum Narodowego), Tadeusz Kantor (niedaleko Składu Solnego), a ostatnio doczekała się go także Wisława Szymborska (park przy Karmelickiej). Lem jest kolejnym wielkim, któremu należy się godne uhonorowanie jak przysłowiowa „bułka z masłem”.
Można by tutaj przywołać kolejne powiedzonko: „Bo w tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało na raz”. Ci dwoje to właśnie ów czynnik społeczny z jednej strony, a polityczny z drugiej. Tutaj bowiem tkwi jeden z mankamentów naszego samorządzenia się. Te dwie sfery często do siebie nie przystają w rozumieniu harmonijnego uzupełniania się. Niestety ze szkodą dla owego czynnika społecznego. Dość wskazać przykład budżetu obywatelskiego sprzed pięciu lat, w którym laureatem został min. projekt centrum sportów miejskich – do dziś nie zrealizowany.
Z jakichś powodów społeczność lokalna, a często i w skali całego społeczeństwa narodowego, jest dosyć bezradna wobec władz politycznych. Te skutecznie manipulują swymi elektoratami i nie mniej skutecznie zatruwają atmosferę życia społecznego jadem zacietrzewienia, które nieustannie kręci się wokół ideologicznych aksjomatów. Często zero dialogu, a jedynie przerzucanie się epitetami i dorabianie „gąb” przeciwnikom. Oczywiście nie służy to jakiemukolwiek dialogowi na wszelkim poziomie życia społecznego. Ten zaś, jak wiadomo, łagodzi obyczaje z pożytkiem dla wszystkich.
Mamy zatem problem. Solna społeczność argumentuje, że była pierwsza, robi świetną robotę, świeci przykładem wykorzystania energii społecznej. Władze natomiast, po części słusznie, że już został przeprowadzony konkurs na projekt Planeta Lem, oczywiście wydane jakieś pewnie niemałe pieniądze itd. Słowem – pat.
Tymczasem wystarczyło uniknąć tej postaci rzeczywistości równoległych – całościowo, rozumiejąco i z dobrą wolą podejść do tematu ponad tymi rzeczywistościami, odpowiednio wcześniej dostrzec konieczność uzgodnienia, jak to często bywa, sprzecznych interesów. W tym konkretnym przypadku zabrakło społecznej empatii, wyczulenia na bezcenną ze społecznego punktu widzenia spontaniczną inicjatywę oddolną. Wystarczyło choćby wcześniej sprawdzić, co się dzieje w rzeczonym miejscu. Czy to jest właśnie tylko jakiś nieużytek, czy może ożywcza działalność, którą władze winny się wręcz chwalić. I dać jej żyć. A dla Lema z łatwością znalazłoby się jakieś może nawet lepsze miejsce.
Niestety, w zaistniałej sytuacji nie sposób uniknąć bolesnej decyzji: wyrzucenia ludzi lub wyrzucenia wydanych już pieniędzy. To jednak nauka na przyszłość, która jeśli zapamiętana, przyniesie pożytek wszystkim.